Dzień dziewiąty 7 kwietnia

KYOTO - GION

POWRÓT

... 

     
 

Po południu włóczyłam się zaułkami dzielnicy Gion,

 
     
   
     
   
     
   
     
  zaglądałam do ogródków,  
     
   
     
 
 
     
   
     
 

panie gejsze (tu nazywane geiko) wyjeżdżały do pracy,

 
     
   
     
   
     
  a ja udałam się pod teatr Gion Kobu Kaburenjo – gdzie corocznie przez cały kwiecień odbywają się przedstawienia festiwalu Miyako Odori. Jest to festiwal, który odbywa się od 146 lat. Geiko i maiko prezentują tam swoje umiejętności w zakresie tańca, śpiewu i gry na instrumentach. Obecnie teatr jest w remoncie (zabezpieczany jest na wypadek trzęsienia ziemi) i występy festiwalowe przeniesiono na peryferia, więc właściwie nie wiem na co liczyłam.  
     
   
     
  Tu spotkała mnie niespodzianka. Na pociechę – wyjątkowo w tym roku – w małej sali teatru, maiko prezentują kilka razy dziennie po dwa tańce.  
     
   
     
 

W porównaniu do sceny zbiorowej z cudzej fotografii wygląda to dość ubogo – ale za to wolno było robić zdjęcia, co na festiwalu jest zakazane.

 
     
 


(zdjęcie ze strony www.onozomi.com) na oficjalnej stronie festiwalu:https://www.youtube.com/watch?v=VnuFu_VC53E

 
     
 

– właściwsza nazwa, to „układy choreograficzne”, bo tańca w naszym rozumieniu to nie przypomina. Zresztą muzyka i śpiew również są... mocno odmienne.

 
     
   
     
   
     
   
     
   
     
   
  więcej  
     
  Tymczasem rozpadało się, a ja się uparłam żeby spróbować słynnego kaiseki, z którego słynie Kyoto.  
     
   
     
  Ten niepozorny zaułek to wejście do ekskluzywnej (w każdym razie dla nas bardzo) restauracji.  
     
   
     
 

Stoliki, a właściwie pokoje, trzeba tu wcześniej rezerwować, ale mieliśmy szczęście, ten pokój był zarezerwowany dopiero od godziny 19.

 
     
   
     
  Kaiseki to wielodaniowy posiłek. Każde danie podawane jest osobno z dbałością o każdy detal. (Ten sok pomarańczowy to zapewne profanacja, ale jakoś przez cały czas pobytu nie przekonałam się do zielonej herbaty.)  
     
   
     
 

Dania wykorzystują produkty sezonowe i są ozdabiane kwiatami (tu obowiązkowo kwiaty wiśni) i liśćmi. Nie zidentyfikowałam większości składników, w każdym razie jeden miał czułki i oczka.

 
     
   
     
  To jest tempura, czyli warzywa i ryba w cieście.  
     
   
     
  Danie główne – wołowina z Kyoto i warzywa. Porcje niby malutkie, ale całością najedliśmy się po uszy.  
     
   
     
  Sashimi i zupa miso  
     
   
     
  Deser  
     
   
     
  Ostatecznym „deserem” był rachunek, ale raz się żyje. Przez większość pobytu moje dzienne menu to były 2 onigiri (zamiennie z kanapkami z 7/11) – 200 jenów, paczka „sticków” – 100, butelka wody – 100 i wieczorem „gorący kubek” przywieziony z Polski.  
     
 
 
     

 

DZIEŃ DZIEWIĄTY KYOTO DZIEŃ DZIESIĄTY OKAYAMA